W Lezzet chłopaki robią wszystko sami – od mięcha po lawasz, nawet herbatkę dostaniesz za free. Wygląda autentycznie, klimat turecki, ludzie walą drzwiami i oknami. Mięso jest konkretne, ale momentami suchawe i trochę gumowe, jakby już leżało chwilę na pace. Lawasz naleśnikowy, miękki i fajnie wypieczony, ale do Saraja mu brakuje tej lekkości. Warzywa świeże, wszystko schludnie złożone, ale brak sambala, a ostrego sosu prawie nie czuć – dla mnie dramat. Cena? 40 zł za średniego kebsa, który w innych miastach kosztuje dychę mniej, to przesada totalna. Smakowo okej, jakieś 7,5/10, ale w tej kasie to już wolałbym obiad na mieście. Jakby kosztował 28-30 zł, pewnie bym wrócił, ale teraz raczej nie. Kebab, który mógłby być sztosem, ale cena zabija klimat.